sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 8 - Dru'h Opuszczają Kopalnie

   Alice do późna siedziała wpatrując się w księżyc. Wygodnie usadowiła się w fotelu na balkonie, owinęła się kocem i wpatrywała się w księżyc. Po jej białej, gładkiej twarzy płynęły łzy. Dziewczyna bardzo współczuła Drakeowi, nadal nie mogła zrozumieć jak można coś takiego zrobić dla zwykłego chłopaka. Alice westchnęła i weszła do środka. Wewnątrz było znacznie cieplej niż na balkonie. Alice położyła się spać, następnego dnia postanowiła odwiedzić Drake, pokazać, że może na nią liczyć. Miłość? Może i tak, ale ona narazie zgrywał niedostępnego, ale ona pomoże mu jako przyjaciółka... 
   Rankiem czerwonowłosa wstała, ubrała się w niebieską suknię oraz założyła czarny płaszcz by nie zmarznąć. Temperatura na dworze była bliska zeru i wiał silny wiatr. Mimo tego poszła na plac budowy, gdzie swoją karę odbywał Drake. Jak zwykle nie miał na sobie koszulki, i pracował bez wytchnienia, o czym świadczył pot, który pokrywał całe jego ciało. Mięśnie stawały się codziennie rosnąć, bo wydał się jej wyższy...
- Hej - powiedziała na powitanie. Odwrócił się do niej, lecz nie uśmiechnął się jak zawsze.
- Czego tu szukasz? - zapytał szorstko.
- A gdzie witaj? - spytała z ironią w głosie. - Drake, musimy pogadać, chcę ci pomóc...
- Wiesz co, jednak żałuje, że ci powiedziałem. Myślałem, że nie będziesz chciała mnie szukać bo niby kim ja jestem przy Mistrzu Daru Khyrezis!? Prawda o mnie nie miała ciebie zrazić, miała sprawić, że nabierzesz do mnie dystansu, że zobaczysz we mnie nie tylko extra ślicznego osiłka, ale również osobę mogącą się zmienić w potwora...
- Och skończ już! Wiem, że jest ci ciężko z tym żyć, dlatego chcę pomóc...
- Ach tak!? Przecież Ty wiesz jak się zabija ludzi bo ma się głód? Dziewczyno daruj sobie, zapomnij o mnie o tym co ci powiedziałem - powiedział i wrócił do pracy. Zaczął padać deszcz, lecz ona ciągle stała i obserwowała jego pracę. - O co chodzi?
- Dlaczego zamykasz się w sobie? Dlaczego nie pozwalasz nikomu bliżej ciebie poznać? Najpierw opowiadasz coś o sobie, a potem zachowujesz się jak prostak i...
- I co? - zapytał i jednym ruchem ręki rozpołowił blok na dwie części...
  Lało jak z cebra, Alice przemokła do szpiku kości, lecz nadal stała na placu budowy i czekała na Drake. Obok niej zatrzymał się powóz, drzwi się otworzyły i zobaczyła w środku Kenneta Valiaza, który zaprosił ją do środka. Dziewczyna popatrzyła na wilkołaka, który zajął się na dobre pracą mimo deszczu, który lał jak nigdy, gdy nie odwracał się nadal wsiadła do karocy i pojechała dalej. Drake starł pot i wodę z czoła i się uśmiechnął...
- Myślałam, że kopuła zatrzymuje deszcz - powiedziała po chwili milczenia Alice.
- Hehe, to byłoby wówczas życie, brak deszczu, śniegu, wiatrów, co nie? - Kennet uśmiechnął się. - Nie jesteś pierwsza, która wzdycha do naszego wilczka...
- Nie mów tak o nim - zaatakowała go dziewczyna.
- Okej - odpowiedział widząc jej reakcję. - Ja nie mam nic do Drakea, jest dobry, mądry i przede wszystkim wie co ma robić...
- Dlaczego trzymacie go jako psa pociągowego? - zapytała.
- Hmmm, został tu głównie poprzez Tari't Dru'h, wiesz, że plemię Dru'h jest powiązanie z wilkołakami? Ponoć byli dobrymi przyjaciółmi, lecz ja nigdy nie rozumiałem czemu ona go tak bardzo lubi. Był arogancki, egoistyczny, zachowywał się tak samo jak wobec ciebie teraz...
- Nie wiem, ale wiem tyle, że ma wiele problemów...
- Jak my wszyscy. Chciałbym zaprosić ciebie do mojego dworu w Wester, zgadzasz się?
- Wester?
- A co nie tak z tym miastem?
- Nie nic, hmm... Tak, bardzo chętnie pojadę by zobaczyć twój dom w Wester...

  Damien przechadzał się już po raz setny przy upadającej kwiaciarni Alice. Od miesiąca nikt jej nie otwierał, jednak ktoś postanowił wejść i pozabierać kwiaty. Sklep wyglądał teraz jakby przeszło przez niego tornado - powybijane szyby, wszędzie walające się kwiaty i stosy innych rzeczy. Chłopak wiedział od Margot, że Alice została nowym mistrzem w radzie i teraz jej domem jest cytadela, ale tak cholernie tęsknił za nią. Tęsknił za jej twarzą, za jej głosem, za jej tatuażem na plecach przedstawiający wielkie czarne skrzydła. Gdy jej nie było czuł pustkę, nie, nie zakochał się. Ani on ani ona nigdy nie kochała tego drugiego w znaczeniu miłości dwojga ludzi, kochali się jako przyjaciele i tak było zawsze. A teraz każde z nich poszło swoją drogą, Alice została mistrzem, a na został w Wille City, gdzie wraz z ciotką zgłębiał sztukę daru Władcy Snów.
  Gdy tak się przechadzał po mieście zobaczył Melisę siedzącą na ławce. Podszedł i dosiadł się do niej.
- Hej - powiedział.
- Hej - powiedziała i spojrzała mu w oczy. - Wybacz za moje zachowanie wtedy, ale ja po prostu taka jestem, długo czekałam na kogoś równie dobrego jak ja, a teraz to po prostu spieprzyłam...
- To ja przepraszam za swoje zachowanie, ale...
- Nic nie mów, możemy zacząć od nowa?
- Chyba...Chyba tak
- Jestem Melisa - powiedziała i wyciągnęła rękę na co on parsknął śmiechem.
- Damien, czyli zaraz mam zobaczyć czy to przypadkiem ja nie jestem najlepszym Władcą Snów w Wille City?
- Chciałbyś...
  Melisa mimowolnie uśmiechnęła się, tym razem dostanie to czego chce...

  Alice właśnie przeglądała szafę gdy nagle wszystkie światła pogasły. Wyjrzała przez okno, cała Cytadela Feniksa pogrążyła się w ciemności. Wzięła płaszcz i postanowiła się udać na bazar gdy na dole spotkała Drakea.
- Czego tu szukasz? - zapytała oschle, lecz w głębi duszy cieszyła się, że przyszedł mimo wolnie.
- Dru'h opuścili kopalnie, dlatego światło zgasło - powiedział i pozapalał świeczki, które znajdowały się w salonie. Po chwili zrobiło się o wiele widniej i cieplej. - Rada będzie miała kłopoty...
- Czemu tak sugerujesz?
- Dru'h, widziałaś jak wyglądają... Ich zadaniem jest kopanie złóż, znajdujących się po cytadelą, dlatego mamy światło, wodę i inne rzeczy. Mamy to, bo jakieś miliony kilometrów pod zmienią ci ludzie, że ich tak nazwę kopią swoje kopalnie...
- Dolenas chciał ciała Tari't..
- Choć wiedział doskonale jak odpowie rada musiał się zapytać... Oni bardzo krytycznie przestrzegają swoich praw, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś tak ważnego jak Tari't...
- Czy doszło do buntu?
- Nie wiem, dowiemy się jak wyjdą z kopalni... Nigdy wcześniej, za czasów Khyrezisa nie doszło do buntu plemienia Dru'h, to może oznaczać tylko wielkie kłopoty dla całego świata ludzi Daru Khyrezis. Jeśli dojdzie do buntu, zwykli ludzie na pewno do dostrzegą, a wówczas dojdzie do wojny, w której choć z mocami nie mamy szans....
- O kurde...
  Wtedy Alice poczuła, że jest wzywana na Wielki Bazar Mistrzów, po chwili stała już przed drzwiami do budowli. Cała budowla była pogrążona w ciemności, żadnego światła, nic nie było widać. Dziewczynę przeszył dreszcz i weszła do środka. 
- Sam tego chciałeś - rzucił oschle Kennet.
- Czemu zwalasz winę na mnie? - zapytał drwiąco Vidom. - Wszyscy jesteście członkami rady...
- Ale to TY podjąłeś decyzję, że ciało Tari't Dru'h pozostanie w cytadeli, nie pozwoliłeś nikomu dojść do słowa w tej kwestii...
- Już się wybawiłaś z naszym wilczkiem?
- Daruj sobie - odparowała czerwonowłosa. - Skoro nie potrafisz przyjąć odpowiedzialności za swoje czyny to może to niewłaściwe miejsce dla ciebie...
- Haha, TY BĘDZIESZ MNIE UCZYĆ DOBREGO ZACHOWANIA!? - ryknął Władca Snów. - TY!?
- Tak, ja - oznajmiła spokojnie dziewczyna. Postanowiła, że nie będzie się bać mężczyzny i pokaże, że ona też potrafi komuś dokopać za byle co...
- Jesteś żałosna - odparł siląc się na spokój Vidom, choć było widać, że wszystko się w nim gotuje. - W takim razie oddajmy te przeklęte zwłoki dla Dru'h i koniec. A jeśli ludzie postanowią się zbuntować, to ja dam im spokój...
  Vidom szybkim krokiem wyszedł z budowli. Kennet posłał uśmiech Alice, a Arkus wydawał się być mocno zaszokowany zaistniałą sytuacją... Dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła do kominka by ogrzać ręce. Wierzyła, że teraz mistrz Władców Snów spojrzy na nią zupełnie inaczej niż na nieogarniętą dziewczynę...


Zapraszam do lektury ósmego rozdziału mojego opowiadania Dary Khyrezis. Władca Snów :)
Przepraszam za tą nieobecność, brak weny i masa zajęć szkolnych sprawiły, że nie miałem jak dodać nowych notek. Od teraz biorę się za pisanie. Dziękuje za cenne rady, które pozostawiacie mi w komentarzach i nadal proszę Was o komentowanie rozdziałów, to nic nie kosztuje, a mi pomaga :)
Jak widzicie sytuacja się pogarsza, Plemię Dru'h opuściło swoje kopalnie, czy dojdą po porozumienia z Cytadelą? Co będzie dalej pomiędzy Alice i Drake? Czy Melisa nauczy czegoś nowego Damiena? Dary Khyrezis. Władca Snów - welcome :)

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 7 - 'Moim zadaniem było zabijać...'

  Alice po chwili znalazła się na Wielkim Bazarze Mistrzów, wszyscy już na nią czekali. Vidom jak zwykle obdarzył ją aroganckim spojrzeniem i uśmiechnął się krzywo. Dziewczyna to odwzajemniła i z wielką gracją zajęła swoje miejsce obok Kennet'a Valiaz'a. Czekali chwilę aż sługa zaprosi osobę na audiencję, do budynku wszedł dziwny, czarny stwór. Miał na oko ponad dwa metry wysokości i poobwieszany był wielkimi stalowymi łańcuchami. Nie miał nóg, a jego głowa bardziej przypomniała narzędzie do kopania w ziemi niż twarz czegokolwiek. Spojrzała ze zdziwieniem na Mistrza Czytaczy Przyszłości.
- To prawdziwy członek plemienia Dru'h - szepnął jej do ucha.
- Na..to niemożliwe - powiedziała. - Myślałam, że wyglądają jak... jak Tari't.
- Tari't jako jedyna z plemienia Dru'h przypominała człowieka, bo Dar Khyrezis sprawił ze zyskała ludzką postać...
- Nazywam się Dolenas Dru'h - powiedział ów stwór. - Jestem głównym przewodniczącym naszego plemienia, i ostatnie wydarzenia nie są zbyt miłe w każdym razie dla nas. Razem z naszymi postanowiliśmy pochować Tari't Dru'h według naszych wierzeń, ale wiemy, że ludzie mieszkający w Cytadeli Feniksa nie pozwolą nam zabrać ciała, dlatego przyszedłem osobiście prosić o wydanie ciała naszej przyjaciółki...
- Dolenas'ie - zaczął Vidom. - Wiesz doskonale, że nie możemy na to pozwolić, mieszkańcy nie rozumieją waszych przekonań, dlatego ciało Tari't zostanie w Grobowcu Mistrzów...
- Ale my prosimy - błagał Dru'h.
- Wiesz doskonale jakie obowiązują nas prawa - powiedział Mistrz Władców Snów. - Nie możemy się przychylić do waszej prośby...
  Vidom wraz z Arkus'em wyszli z budowli, potwór wydał cichy dźwięk płaczu i wyszedł z bazaru. Alice siedziała wstrząśnięta, nie rozumiała zachowania zachowania Vidom'a.
- Dlaczego on się tak zachowuje? - zapytała będąc nadal w szoku.
- To on taki jest - oznajmił i wstał. - Wybacz, ale muszę uciekać, zobaczymy się wieczorem na uroczystej kolacji na twoją cześć, tylko dobrze przejrzyj szafę i zaskocz Vidom'a...
  Dziewczyna nałożyła swój czerwony płaszcz i wyszła na ulicę. Choć cała budowla była zakryta kopulą to jednak odczuwało się warunki panujące na zewnątrz. Po chwili rozpadał się deszcz, który dzwonił na kopule. Alice poczuła zimno i postanowiła wrócić do swojego domu, po drodze postanowiła zajrzeć na plac budowy, jednak Drake'a tam nie było... Ruszyła w uliczką do domu, przed jej mieszkaniem stał mężczyzna w czarnych spodniach bez koszulki. Drake.
- Witam - powiedział i uśmiechnął się szelmowsko i ustami lekko musnął jej dłoni. Dziewczyna poczuła dreszcze podniecenia. Chłopak był bardzo dobrze zbudowany, był bardzo umięśniony, a jego ciało zdobiło wiele ran, jedynie twarz była nietknięta przez żadne rany. - Czyli sam postanowiłeś przyjść?
- Jestem pod twoim domem pierwszy i ostatni raz - powiedział chłopak. Miał taki cudowny głos.
- Jesteś pewien? - zapytała figlarnie.
- Alice nie podrywaj mnie, nasz związek, gdybyś znała prawdę przestała byś się tak zachować - powiedział i podszedł bliżej.
- Oczywiście jak zwykle gracie trudno dostępnych - oznajmiła i otworzyła drzwi. - Powiedz mi chociaż prawdę...
- Nie mogę - powiedział i nagle dało się słyszeć dziwny dźwięk, który z echem rozchodził się po cytadeli. - Wchodź!
  Wbiegł i popchał Alice w głąb mieszkania i zatrzasnął drzwi. Oparł się o nie i głośno westchnął.
- Co się dzieje? - zapytała.
- To na mnie - orzekł i spojrzał jej w oczy.
- Czemu niby? Drake co się dzieje?
- Już ci mówiłem, że jestem więźniem, ale nie powiedziałem, że jestem jedynym wilkołakiem w całej Krainie Feniksa...
- CO!?
- Dlatego nie możemy się spotykać, jestem więźniem - oznajmił i usiadł przy stole. Dziewczyna naprzeciw niego. - Muszę wykonywać swoją karę, ale czasem jak teraz nie stawiam się na czas by mnie zamknęli, nie ruszą straży bo nie chcę wydać ludziom, że chowają tutaj wilka...
- Drake, ale jak... - Alice była wstrząśnięta.
- Chcesz znać całą prawdę? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała bez wahania.
- Urodziłem się w tysiąc siedemsetnym roku w bogatej rodzinie szlachty czy arystokratów jak nazywano bogatszych ludzi z Wester. Wester to kraina leżąca na północy Kanady, również niedostępna ludziom jak Wille City...
- Skąd wiesz skąd pochodzę?
- Heh, wiem wszystko. Byłem najmłodszym dzieckiem, miałem dwóch braci. Moi rodzice byli idealnie dobraną parą egoistów. Interesowali się tylko sobą, wychowywała nas niania. Najstarszy syn zginął podczas pożaru naszego, a raczej ich dworu. Wówczas zaczęły się kłopoty, wraz z drugim bratem - Morganem, musieliśmy iść do pracy. Ojciec ciągle szlajał się po urzędach by zwrócono nam pieniądze za dom, natomiast matka całymi dniami leżała w łóżku w domku letniskowym na obrzeżach Wester. Morgan został opiekunem Istaru w tym domku, natomiast ja zostałem uprowadzony podczas ataku na Wester. Zabito moich rodziców, brat przeszedł przez Istar do Cytadeli Feniksa. Krzyczał bym i ja biegł za nim, niestety przejście zamknęło się zaraz za bratem, a ja walnąłem w witraż, który jednak się nie rozbił. Obudziłem się w klatce, obok mnie w wielkich męczarniach leżeli moi przyjaciele z miasta. Wywieziono nas w las, gdzie wstrzyknięto nam jak mówili lek, że niby Wester było zakażone. Bajka, bo skoro było zakażone to i my również. Po paru dniach zaczęliśmy przechodzić przemiany w wilkołaki, ale nie potrzebowaliśmy do tego pełni księżyca, nazywano nas Wilkami Dnia. Każdy z ocalałych dziesięciu chłopaków teraz tak wygląda, o ile jeszcze żyją. Kiedy zaczęliśmy kontrolować nasze przemiany wysyłano nas na inne miasta gdzie w poszukiwaniu jedzenia mieliśmy zabijać...
- Ludzi?
- Oprócz tego, że nie potrzebowaliśmy pełni księżyca do przemiany nasz organizm tolerował tylko ludzkie mięso..
- O matko - powiedziała Alice. Łzy napłynęły jej do oczu, jak ktoś mógł tak ukarać niewinnych ludzi.
- Jednak nie atakowaliśmy miasta, uciekliśmy, lecz wyłapano nas co do jednego. Byłem z nich największy jako wilk. Odseparowano mnie od reszty. Siedziałem w zamknięciu przez blisko dwa miesiące. Od czasu przemiany nic nie jadłem, mógł głód na ludzkie mięso był nie do opisania. Wystawiono mnie na arenie, moim zadaniem było zabijać...
- Nie - powiedziała zapłakana Alice. - To nie możliwe...
- Możliwe, walczyłem nie przeciw zwierzętom, tylko przeciw ludziom. Wiedziałem, że jako wilk pokonam ich raz dwa, dlatego zmieniałem się w człowieka, a oni bezlitośnie okładali mnie mieczami i pałkami. Całe szczęście nic nie czułem, nic, oni mnie chłostali, a ja się śmiałem, bo jako Wilk Dnia zostałem również nieśmiertelny w obu postaciach... Gdy zobaczyli, że za każdym razem zmieniam się w człowieka i nic nie robię wkurzyli się. W nocy weszli do mojej celi gdy spałem, wstrzyknęli mi wielką potrzebę głodu, który i tak był duży. Zabiłem ich, bo lek działał natychmiastowo, uciekłem, ale taki był plan. Na arenie czekało na mnie stado ludzi, zabiłem ich wszystkich, rozumiesz to!? Do końca swojego pieprzonego nieśmiertelnego życia będę miał to w snach jak zabijam tych ludzi. Zostałem zmieniony na maszynę do zabijania, a dręczy mnie kurwa sumienie, że zabiłem paru nic nie znaczący ludzi. Nigdy nie umrę, próbowałem skakać z klifu, pić, jeść tysiące różnych trucizn, ale nie działa, rozumiesz to!? Ja nie potrafię tak żyć, ja nie mogę tak żyć z ta myślą, że ponad trzysta lat temu zabijam ludzi na arenie dla uciechy pewnego możnowładcy i jego poddanych...
- Drake...
- Nie miałem innego wyboru, potem postanowili się mnie pozbyć, dali mi antidotum na wilka. Zadziałał, nie łaknę już ludzkiego mięsa, ale nadal mogę się zmienić i jestem nieśmiertelny... Dziesięć lat temu złapał mnie Arkus Boolf, jest zmiennokształtnym, nie poznałem się, że to nie prawdziwe zwierzę. Sprowadził mnie tutaj i od tego czasu jestem więźniem, jestem jedną z desek ratunkowych dla was...
  Dziewczyna podeszła i przytuliła chłopaka. po jego twarzy pociekły łzy. Alice bardzo mu współczuła, lecz nie wiedziała kompletnie jak mu pomóc, chciała by przestał się zadręczać, ale sama wiedziała, że tak się nie da. Ona sama ciągle zadręczała się za spowodowanie śmierci matki...
- Dlatego nie możemy się spotykać, choć czuję, że jesteś pierwszą osobą, która mi współczuje...
- Przecież nikt nie wie, że jesteś wilkołakiem...
- Ale wiedzą, że zabijałem ludzi na arenie, Vidom to rozpowiedział...
- NIE - powiedziała Alice.
- Nie był, nie jest zadowolony z mojej obecności tutaj, to on kazał mnie zakuć w kajdany i uczynił dożywotnim więźniem Cytadeli Feniksa...
- Drake, ja nie wiem co powiedzieć - powiedziała Alice, lecz znowu dało się słyszeć dziwny dźwięk, który wyzwał chłopaka. Drake podszedł do drzwi i nim wyszedł, odwrócił się i poprzez łzy uśmiechnął się...
- Jeszcze tu wrócę...
- Będę czekać - oznajmiła na pożegnanie Alice. Gdy wyszedł wybuchła wielkim płaczem, jak ona była przerażona historią chłopaka. Z czasem stwierdziła, że czuje coś więcej do niego niż tylko przyjaźń...

Zapraszam do lektury siódmego rozdziału mojego opowiadania Dary Khyrezis. Władca Snów :)
Czytasz = komentujesz :)
Dziękuje, że pozostawienie każdej, najmniejszej notki :)

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 6 - Nowy Mistrz

   Margot zajrzała do Damien'a, który spał. Kobieta martwiła się o jego stan, nie wiedziała jak to możliwe, że nieprzytomny chłopak znalazł się z powrotem w domu. Skoro nie mógł wrócić sam, to kto mu pomógł. Miała nadzieję, że to jej brat, lecz teraz musiała się zająć ważniejszą sprawą. Wieczorem poczuła spadek mocy płynącej z Istaru, musi to sprawdzić. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się by Istar utracił część mocy. Istar był przejściem pomiędzy światem doczesnym, a światem gdzie znajdowała się Kraina Feniksa. Gdy weszła do pokoju przed Istarem stał jej brat Kyle, który był strażnikiem Trzeciego Istaru Cytadeli Feniksa od strony świątyni.
- Po co przysyłałaś Damien'a? - spytał się, było widać po nim, że nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Nie uważasz, że powinien poznać prawdę?
- Prawda była okrutna - syknął. - Mam niestety złe wieści, Tari't Dru'h umarła pozostawiając przepowiednię, że przybędzie piąty członek Rady...
- Wiecie kto to?
- Vidom Mazcet przekazał mi wieść, że to niejaka Alice Rodowan...
- Czyli przepowiednia Tari't się spełni? - zapytała z drżeniem w głosie.
- Nie wiadomo, ale coś ulegnie zmianie - powiedział Kyle i zniknął przechodząc przez Istar do Cytadeli Feniksa, świata zamkniętego dla opiekuna przejścia. Margot nigdy nie żałowała swojej decyzji, tylko tak mogła uchronić Damien'a przed zniknięciem w kopalni wiedzy, która nie zawsze miała na celu chronienie wychowanków...
   Alice została wprowadzona na Wielki Bazar Mistrzów, gdzie przed radą miała się oficjalnie przedstawić. Dziewczyna długo czekała przed okrągłym, kamiennym budynkiem. Wprawdzie cały kompleks budynków był pokryty kopułą, to patrząc w górę od środka widziało się niebo zależnie od stadiów jego przemiany. Czerwonowłosa wpatrywała się w gwiazdy już ponad dwadzieścia minut, gdy nagle z hukiem otworzyły się drzwi i wyszedł z nich mężczyzna. Był bardzo dobrze zbudowany, nie nosił koszulki, więc cała jego umięśniona postura była widoczna. Ów chłopak miał na sobie czarne spodnie, jednak nie zwrócił uwagi na Alice przeszedł obok niej jakby wcale nie istniała. Na jego plecach dziewczyna ujrzała wielki tatuaż przedstawiający dłoń trzymającą kulę ognia, i choć tatuaż był czarny odnosiło się wrażenie, że od ognia bije blask. Może jest z klanu ognia pomyślała, lecz nigdy nie potwierdzono pogłosek o ludziach władających ogniem. 
   Po chwili z budowli wyszedł sługa w czarnych szatach.
- Zapraszamy mistrza - powiedział, po czym ukłonił się i zniknął w środku.
   Dziewczyna wzięła głęboki wdech i weszła do Wielkiego Bazaru Mistrzów. Choć wewnątrz paliło się wiele pochodni i ogień w kominku huczał głośno kobieta poczuła dreszcze zimna. Budynek z zewnątrz nie imponował, a wewnątrz był jeszcze mniejszy. Na środku stał półokrągły stół, a wokół niego siedzieli Mistrzowie Darów Khyrezis. Po lewej stronie stał sługa, który ją wywołał oraz kominek. Nie było żadnego żyrandolu, a jak się okazało budowla nie miała dachu co prawdopodobnie wpływało na powiew zimna w środku. Pierwszy od prawej strony siedział straszy mężczyzna, na oko koło czterdziestu lat, choć jak wiedziała Alice mistrzowie się niemalże nieśmiertelni, więc ich lata można było liczyć nawet w wiekach. Miał dłuższe czarne włosy oraz krótko strzyżoną brodę, jego gładka twarz nie wyrażała żadnych emocji, lecz czerwone oczy świdrowały poczynania dziewczyny od wejścia. Młoda domyśliła się, że jest to Vidom Mazcet, Mistrz Władców Snów. Obok niego siedział mniejszy, łysy i gruby mężczyzna. Jego wygląd wskazywał, że ma zaledwie pięćdziesiąt lat, ale ona wiedziała ile ma dokładnie. Był to Zmiennokształtny Arkus Boolf, który liczył sobie dwieście dwadzieścia jeden lat. Obok niego było puste miejsce należące kiedyś do Tari't Dru'h Mistrza Czytaczy Myśli. Za pustym krzesłem stał Mistrz Czytaczy Przyszłości Kennet Valiaz, który niegdyś był żołnierzem co było widać po umięśnionych rękach oraz klatce piersiowej. Miał sięgające do ramion brązowe włosy oraz przyjemne niebieskie oczy, które nie raziły tak jak oczy Vidom'a Mazcet'a. Kennet uśmiechnął się gdy ich spojrzenia się spotkały i usiadł na swoim miejscu. Alice przełknęła ślinę i powiedziała :
- Witam Radę Mistrzów Khyrezis, nazywam się Alice Rodowan i jest nowym Mistrzem Daru Khyrezis...
- Jesteś pierwszym Mistrzem Daru Khyrezis - syknął Władca Snów.
- Zgadza się - odpowiedziała zdecydowanie dziewczyna.
- Powiedz nam - rzekł Kennet. - Jak to się stało, że tak młoda osoba zyskała tak potężny dar?
- Sama nie wiem do końca - powiedziała nie wiedząc co powiedzieć, Vidom uśmiechnął się ironicznie. - Widocznie Bóg Khyrezis tak chciał, a my jako jego wyznawcy powinniśmy zaakceptować jego życzenia wobec każdego z nas...
- Oczywiście - odezwał się Arkus. - Jednak przybywasz w niezbyt udanych okolicznościach, odeszła od nas Tari't Dru'h, była to wyjątkowa osoba i nie wiadomo kiedy jej miejsce zostanie zastąpione, być może będziemy czekać pół wieku na kolejnego Czytacza Myśli, jak czekaliśmy na Mistrza Daru Khyrezis.
- Co nie zmienia faktu, że BĘDZIESZ musiała sobie poradzić - rzekł arogancko Vidom. - Dziękujemy za audiencję, od teraz możesz spokojnie przechadzać się po Cytadeli Feniksa jako mistrz, lecz wiedz, że musisz przestrzegać naszych praw. Dziękuje za uwagę...
   Mężczyzna szybkim krokiem wyszedł z bazaru, za nim podążył Arkus Boolf, tylko Kennet został.
- Nie przejmuj się nim - powiedział po dłuższej chwili milczenia. - On już taki jest...
- Nie o to chodzi, on... ona ma rację, jestem młoda i zostałam obdarowana tak wielkim darem...
- Cicho, inni na twoim miejscu skakali by ze szczęścia, więc i Ty się ciesz - powiedział przyjaźnie mężczyzna i wyszedł tylnymi drzwiami z budowli... 
 Alice stwierdziła, że przyjęcie jej do rady i tak było bardzo miłe niżby się tego spodziewała. Postanowiła przejść się do swojego domu w Cytadeli Feniksa, do swojego nowego domu. Kompleks prezentował się wspaniale. Wyłożone kostką uliczki z oświetleniem. Przeróżne sklepy, masa bibliotek oraz sal, w których nauczano opanowania swojego daru. Dziewczyna dzięki swojej mocy wiedziała gdzie ma iść, po chwili stała już przed niewielkim zielonym budynkiem pomiędzy dwiema bibliotekami.  Budynek był drewniany i niewielki, lecz już urzekł dziewczynę. Wiedziała, że skoro jest pierwszym Mistrzem Daru Khyrezis jej dom nie był jeszcze użytkowany co sprawiło, że zachował oryginalny wystrój wnętrz jaki wymyślili sobie pierwsi mistrzowie. Stanęła przed drzwiami i uśmiechnęła się, jednak Kennet Valiaz miał rację, teraz powinna się cieszyć. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Dom posiadał dwie kondygnacje, na parterze znajdował się sala do audiencji osobistych oraz kuchnia i łazienka, a na górze była sypialnia, łazienka oraz gabinet przeznaczony do nauki czy zwykłego odpoczynku. Wszystko było urządzone gustownie, bez specjalnego przepychu, co najbardziej urzekło dziewczynę. Czerwonowłosa wyjrzała przez okno z własnego pokoju, który wychodził na szkołę. Zobaczyła jak małe dzieci bawią się w czasie przerwy od zajęć. Uśmiechnęła się, teraz jej życie zmieniło się totalnie, ale wiedziała, że poradzi sobie w nowej sytuacji. Po godzinnym śnie postanowiła się przejść do świątyni, podczas drogi na placu zobaczyła znów tego mężczyznę, który dosłownie wybiegł z bazaru mistrzów. Nadal nie założył koszulki, miał tylko czarne spodnie i buty.
- Witam - powiedział gdy podeszła bliżej. Na jego umięśnionym ciele było widać pot, chłopak wcale się nie oszczędzał. - Co robisz?
- Pracuje - odpowiedział szelmowsko i się uśmiechnął. Jego cudowna postura oraz nienaganny, wręcz podniecający wygląd sprawił, że Alice przeszył dreszcz podniecenia. - Buduję kaplicę poświęconą Tari't Dru'h.
- Sam? - zapytała. - Przecież cała Kraina Feniksa jest pogrążona w żałobie...
- Za karę - powiedział. - Jestem więźniem...
- Więźniem!?
- Zostałem skarany za morderstwo i nie mogę się usprawiedliwić - powiedział i powrócił do pracy. Dziewczyna stała jak wryta, przecież był taki cudowny, taki miły, taki idealny, jak on mógł kogoś zabić... - Nazywam się Drake.
- Alice...Alice Rodowan - powiedziała i uśmiechnęła się z przerażeniem w oczach.
- Wszyscy cię znają, więc lepiej wracaj do domu, bo możesz wiele na tym stracić, że tu stoisz...
- Dlaczego? - spytała, lecz poczuła, że jest wzywana na audiencję. - Jeszcze tu wrócę...
- Nie radzę - powiedział i na jej oczach podniósł wielki skalny blok i rzucił go na drugą stronę placu budowy...

Zapraszam do lektury szóstego już rozdziału mojego opowiadania Dary Khyrezis. Władca Snów :)
Każde, nawet najmniejsze notki mile widziane :)