Damien z dnia na dzień odzyskiwał siły, lecz nie był jeszcze w stanie samodzielnie chodzić, więc gdy potrzebował udać się do toalety pomagała mu w tym ciotka. Margot Vedirha była czterdziestoletnią kobietą żyjącą na obrzeżach Wille City. Była niewielka, miała długie blond włosy oraz przenikliwe zielone oczy, jak każda osoba z darem posiadała jego znak. Margot to raczej osoba cicha, skromna, lecz stanowcza. Nigdy nie starała się patrzeć na swoje dobro, lecz dobro innych. Niestety mieszkała samotnie co odbiło się na jej psychice, była lekko zwariowana. Margot jest Czytaczem Myśli, lecz skutecznie blokuje dostęp do swoich snów dla władcy.
Gdy chłopak obudził się podeszła do niego z ziołową herbatą w rękach. Bardzo martwił ją stan jej siostrzeńca, nikt po użyciu swojego daru nie był, nie powinien być bliski śmierci. Tutaj zadziałał urok, bardzo mroczny urok.
- Witaj - powiedziała. - Lepiej się czujesz?
- Dlaczego prawie umarłem? - spytał się Damien. Nie zamierzał zwlekać, bardzo chciał się dowiedzieć czemu mało co nie przypłacił życiem użycie swojego daru Władcy Snów...
- Mogę stwierdzić... jestem pewna, że na Gregor'a rzucono bardzo mroczny urok, który jak można się domyślić, nie jest od niedawna...
- Chcesz powiedzieć, że ten urok może być przyczyną jego wypadku!?
- Sądzę, że tak - odpowiedziała kobieta i spojrzała na niego wzrokiem pełnym troski. - Jesteś bardzo podobny do Kyle'a...
- Jaki był mój ojciec?
Margot zamknęła oczy, tamte wspomnienia był zbyt bolesne. Nie chciała wracać pamięcią do tamtych dni, szybko zablokowała myśli przez Damien'em.
- Wybacz - powiedział widząc jej ból. - Może nie powinienem pytać, nie znałem go...
- Kiedyś na pewno poznasz Kyle'a - kobieta z trudem przełknęła łzy. Chłopak był idealnym odbiciem jej brata. - Kiedy odkryłeś dar?
- Jakiś rok temu, gdy byłem we śnie ojczyma, a kilka dni temu we śnie Dorothe - powiedział chłopak. - Blokujesz swoje sny, Dorothe tego nie robi...
- Sądzę, że żona mojego brata nie jest świadoma twojego wielkiego, a jakże odpowiedzialnego daru. Blokuje, bo nie wszystko jest dla ciebie przeznaczone. W początkowej fazie władania darem możesz wchodzić wszędzie i robić wszystko. Dopiero potem to znika, a ty musisz nauczyć się panować nad mocą. Tak wiem to dziwne, ale każdy dar Khyrezis'a jest bardzo potężny i początkowo jesteśmy niczym sam nasz bóg, możemy wszystko. Dopiero gdy staniemy się świadomi naszej nowej umiejętności tracimy to, a w konsekwencji odzyskania tej cudownej mocy uczymy się jak ją kontrolować...
- Ile czasu zajmuje nauka? - spytał się Damien.
- W Cytadeli Feniksa nauka trwa trzy lata, tyle średnio czasu potrzeba by opanować podstawy, a by całkowicie opanować dar zależy od wielu czynników, na przykład od rodzaju daru, płci osoby czy świadomości tej umiejętności...
- Świadomości?
- Mózg odkrywa kluczową rolę w tym, jeśli sam nie zrozumiesz, że umiesz czytać myśli innych, czy skupić się na wizji przyszłości nie zrobisz żadnego kroku do przodu. Tylko mistrzowie wiedzą jak w stu procentach panować nad darem...
- Kim oni są?
- Żyją w Cytadeli Feniksa...
- Co to wogóle za organizacja czy budynek? - zapytał się chłopak.
- Cytadela Feniska jest uznawana za dom samego boga, Khyrezis w dniu pełni księżyca, która zdarza się średnio raz na dwieście lat spłynął łaskami na nas, ludzi, a jego wyznawców. Budynek znajduje się... w sumie tego nikt nie wie. Możesz się deportować do tej krainy, jak jest nazywana. Mieści się w niej szkoła, biblioteka, dormitoria mistrzów czy nawet Wielki Bazar Mistrzów, czyli budynek gdzie możesz spotkać mistrzów każdego daru. Jest to wielka posiadłość, lecz nie każdy może do niej wejść, bo Khyrezis rzucił zaklęcie, jeśli pragniesz nauczyć się by w złych celach wykorzystywać dar nie będzie Ci dane zobaczenie budynku od wewnątrz.Wielki Bazar Mistrzów jest to swego rodzaju szkoła, lecz nie ma w niej wyznaczonych godzin nauki, prawie zawsze jakiś mistrz czuwa. Możesz też tam iść na audiencję, ogółem Cytadela Feniksa to stowarzyszenie mające na celu utrzymywanie porządku w całym świecie. Każdy dar posiada swego mistrza czyli osobę, która najbieglej posługuje się danym darem...
- Aha, a co z Gregor'em?
- Nie interesuje ciebie gdzie możesz znaleźć odpowiedź na twoje pytania? - kobieta nie była zaskoczona, jej brat też nie bardzo interesował się tym stowarzyszeniem, bardziej obchodziły go osoby z darem.
- Jestem młody, a póki co osoba z darem przeżyła najmniej sto pięćdziesiąt lat, więc mam czas. Chcę wiedzieć skąd te zjawy w śnie ojca Alice, czy to ja je przywołałem?
Margot nie wiedziała co zrobić, wiedziała, że Damien nie przestanie dopóki nie dowie się prawdy na temat tamtego dnia, ale ona sama niewiele się domyśliła, ale jednak postanowiła powiedzieć co wie...
- Przed wypadkiem Gregor ścigał się o ostatnią wygraną w sezonie, ja jak i wielu uważa, że ktoś rzucił urok na niego by ten nie ukończył wyścigu. Ojciec tej dziewczyny był najlepszym kierowcą wyścigowym, nawet w całym kraju nie było lepszego. Rada Mistrzów Daru Khyrezis uznała, że to był czysty przypadek i bardzo pomogła przy ratowaniu życia Gregor'a, natomiast jak było nikt tak naprawdę nie wie. Urok jest silny, lecz słabnie, ale zła energia ciągle jest w nim. Nieświadomie przejąłeś urok na siebie, dlatego omal co nie straciłeś życia... Sądzę, że za rzuceniem uroku stoi twoja matka...
- CO!? - chłopak zerwał się z łóżka.
- Jak zauważyłeś nie darzę sympatią twojej matki, byłam jestem i będę przeciwna temu związkowi. Ale Dorothe szybko się pocieszyła gdy Kyle...
- Co gdy Kyle?
Margot nagle wstała i pobiegła do swojego pokoju. Damien uznał, że czuje się już lepiej, więc postanowił zwiedzać dom. Mieszanie posiadało trzy piętra, na pierwszym znajdowała się kuchnia, jadalnia, łazienka oraz wielki salon. Na drugim chłopak odkrył pracownię Margot oraz najprawdopodobniej pracownię swojego ojca Kyle'a. Był to średniej wielkości pokój, gdzie znajdowało się łóżko, stół do pracy i niezliczona masa zapisków jak zmieniać swoją postać, a więc Kyle Holen był zmiennokształtnym, posiadał moc zmiany wyglądu.
Na trzecim piętrze znajdowała się łazienka oraz trzy sypialnie - jego dziadków, Margot oraz jego ojca. Pokój Kyle'a był zamknięty. Damien był niewielkim chłopakiem z bardzo przenikliwymi zielonymi oczami. Był zwykłym nastolatkiem, lecz znak Dary Khyrezis na prawej ręce zaprzeczał jego normalności Był obdarzony przez boga darem Władcy Snów, mógł kreować sny innych osób. Mógł je zmieniać, był panem ich marzeń. Chłopak był też niezwykle empatyczny i wyrozumiały. Starał się pomagać innym, w ostatnim czasie bardzo zaprzyjaźnił się z Alice, lecz wiedział, że ich związek był niemożliwy... Damien nienawidził swojego oczyma, który zawsze wychwalał jego młodszego brata Tom'a, a matka nigdy nie powiedziała mu dobrego słowa. Za każdy wypadek brata odpowiadał on, nawet gdy Tom wrócił pijany do domu, to dostał on bo dawał zły przykład, i gdy on odsiadywał tygodniową karę w domu młody znowu balował i pił. Chłopak nienawidził swojej rodziny...
Gdy Damien schodził na dół przypomniał sobie ostatni sen - widział dziewczynę ubraną w prostą, białą suknię stojącą nad przepaścią. Chłopak miał wrażenie, że zna tą dziewczynę, i nie był to pierwszy raz gdy miał ten sen z kobietą próbującą skoczyć z przepaści. Gdy zszedł znowu do salonu usłyszał dzwonek do drzwi, po otworzeniu serce mu zamarło... przed domem ciotki stała dziewczyna z jego snu, była ubrana w białą suknię i miała długie, czarne włosy. Na jego widok uśmiechnęła się...
- Hej - powiedziała i wyciągnęła dłoń w geście powitania.
- Hej - chłopak uścisnął jej dłoń, była przerażająco zimna.
- Zostałam wezwana przez Margot - powiedziała owa dziewczyna gdy usiadła na sofie.
- Jestem jestem - kobieta pojawiła się niczym ufo. W jednym momencie nic nie było, a po chwili siedziała i gawędziła z dziewczyną.
- Nie przedstawiłam się - powiedziała dziewczyna. - Jestem Melisa Orian, jestem Władcą Snów
Super, a więc ciotka uważa mnie za dziwaka, aż ściągnęła innego władcę, jaki wstyd myślał Damien. Melisa uśmiechnęła się jakby czytała mu w myślach.
- Sądzę, że mogę ci pomóc trochę opanować dar, wprawdzie to nie to samo co nauka w Szkole Feniksa, ale zawsze coś...
Damien nie do końca zrozumiał co mówi dziewczyna, bo znowu poczuł piorunujący ból głowy i nie zdążył nic zrobić i upadł na podłogę...
Gdy się ocknął słyszał jak Melisa rozmawia z Margot jednak nic nie rozumiał z ich słów, prawdę mówiąc, to wcale ich nie słyszał. Jedyne co dochodziło do jego uszu to jedno wielkie burczenie. Damien postanowił zasnąć, lecz nie mógł się do końca odprężyć albowiem zjawy ze snu Gregor'a nawiedzały go cały czas...
Dziękuje za każdą najmniejszą notkę :)
Za każdy komentarz i obserwację się odwdzięczam :)
sobota, 13 września 2014
piątek, 5 września 2014
Rozdział 2 - Mroczna Strona Daru
Mijały kolejne dni, Alice była prze-szczęśliwa, jej ojciec Gregor wybudził się. Choć jeszcze nie kontaktował w pełni to jednak i tak najistotniejszy fakt, że jednak się obudził. Pół roku temu gdy miał wypadek, lekarze nie dawali żadnych szans, aż wkońcu Gregor otworzył oczy i wypowiedział imię swojej córki - Alice.
Dziewczyna od tamtej chwili dzień w dzień przesiadywała w szpitalu by oglądać te cudowne niebieskie oczy. Gregor miał trzydzieści osiem lat, był Czytaczem Przyszłości, i jednocześnie kierowcą wyścigowym. Jednak nie przewidział swojego wypadku. W wyścigu kończącym sezon ojciec Alice walczył o wygraną. Na ostatnim zakręcie Gregor stracił panowanie nad samochodem i uderzył w barierkę, auto zostało wyrzucone do góry po czym spadło z łoskotem w uciekający ludzi. Ten obraz nawiedzał dziewczynę przez pierwszy miesiąc od tragedii. Alice w przeciwieństwie do matki cierpiała, przeżywała to bardzo mocno. Kiedy ojciec zapadł w śpiączkę jeszcze bardziej się załamała...
- Alice Rodowan? - usłyszała swoje imię gdy stała przy automacie do kawy.
- Tak, a o co chodzi? - zapytała.
- Jestem Rick Oglasson. Jestem lekarzem, obserwuje pańskiego ojca od jakiś kilku godzin - powiedział mężczyzna. - Stan Gregor'a jest stabilny, lecz on bardzo cierpi, i nie prędko się to zmieni, obawiamy się, że będzie trzeba amputować mu obie nogi.
Kubek z kawą upadł na ziemię, Alice nie zadała sobie trudu by go podnieść. Patrzyła z przerażeniem na lekarza.
- Co!?
- On nie czuje wcale nóg, nie wiemy nawet czy może nimi poruszyć, czy je czuje. Proszę pani, jego nogi były zmiażdżone, owszem kości się zrosły, ale...
- Ale co? - Alice była bliska płaczu.
- Na tym etapie nie możemy wiele stwierdzić, Gregor nie jest z nami w pełni. Wybudził się, ale nie wiem czy...
- Uważa pan, że najlepiej i tak będzie się go pozbyć - rzuciła szorstko dziewczyna i wyszła ze szpitala. Udała się do domu, gdzie spotkała Damien'a, który liczył faktury.
- Coś się stało? - spytał gdy weszła do domu.
- Tak, lekarze chcą amputować mu obie nogi bo on przecież nic nie czuje - rzuciła ironicznie i zaczęła parzyć sobie herbatę. - Nie wiem co mogę zrobić żeby mu pomóc, widzę w jego oczach, że cierpi, że prosi woła mnie o pomoc, ale ja nie potrafię mu pomóc...
- Alice... Długo nad tym myślałem odkąd go zobaczyłem - zaczął chłopak. Nie bardzo wiedział jak zacząć ten temat. - Myślałem, myślałem i wkońcu stwierdziłem, że postaram się wejść w jego sen i uśmierzyć jego ból...
- CO!? Uważasz, że potrafisz? - zapytała podekscytowana.
- Nie wiem sam, ale skoro byłem już w śnie ojczyma, a niedawno matki to chyba potrafiłbym też wejść w sen Gregor'a. To będzie trudne, ale postaram się mu pomóc, wam pomóc...
- Jesteś kochany...
W niedzielę Damien postanowił, że spróbuje wejść w sen ojca Alice. Po południu udali się do Szpitala St. Lukas'a w Wille City. Chłopak był bardzo zdenerwowany aż Alice chciała się wykonać, ale on powiedział, że chociaż spróbuje. Weszli do sali obok gdzie leżał Gregor. Damien położył się na łóżku, uznał, że tak będzie najlepiej...
- Co on lubi? - spytał.
- No nie wiem - Alice zastanowiła się chwilę. - Już wiem! Uwielbia muzykę klasyczną, Piątą Symfonię Beethovena...
- Ok - powiedział Damien i zamknął oczy.
Przez chwilę myślał, że mu się nie uda, lecz wpadł w ten trans. Zesztywniał, a jego oczy zrobiły się białe. Biegł znów tym samym korytarzem, na podłodze był już inny wzór. Inny kod. Biegł, biegł i gdy prawie już odszyfrował kod spadł. Przed nim na szpitalnym łóżku leżał Gregor. Słyszał jego krzyk aż zasłonił sobie uszy by nie ogłuchnąć. Podszedł trochę w kierunku mężczyzny, przestał zasłaniać uszy bo to nic nie dało. Jego ból, jego krzyk omal co nie zabił chłopaka. Podszedł bliżej i zobaczył, że ból nie jest spowodowany przez wypadek. Wokół łóżka wyczuł krąg bólu, przejął go, zniwelował go. Mężczyzna przestał krzyczeć, leżał i oddychał spowodnie. Damien mocno skupił się na orkiestrze, którą widział w operze. Po chwili obok łóżka pojawili się muzycy., którzy zaczęli grać Piątą Symfonię Beethovena. Melodia odbijała się po pomieszczeniu, chłopak zauważył, że Gregor uśmiechnął się. Udało się, lecz nagle muzyczny przestali grać, i odeszli od swych instrumentów. Popatrzyli się na chłopaka, a potem na Gregor'a. Nagle wszyscy zamienili się w zjawy i polecieli w stronę mężczyzny. Gregor zaczął wyć z bólu...
Damien otworzył oczy, był cały spocony, nie wiedział co się dzieje, jedyne co usłyszał to krzyk ojca Alice i trzask zamykanych drzwi, którymi wybiegła dziewczyna. Chłopak zaklął i wybiegł ze łzami ze szpitala. Nie wiedział co robić, usiadł na ławce przed budynkiem i zapłakał. Po chwili znalazła się przy nim Alice.
- Sprawiłem mu jeszcze większy ból - powiedział przez łzy.
- Damien...
- Było wszystko OK, ale potem Ci muzycy zmienili się w zjawy i zaatakowali twojego ojca, ja go zraniłem...
- Damien, nie oskarżam ciebie, zrobiłeś co mogłeś, może tak ma być...
- Nie ma tak być, jego ból, nie jest już spowodowany wypadkiem, ktoś rzucił na niego urok...
To były ostatnie słowa chłopaka nim zapadł się w ciemność.
Obudził się w starym salonie, napewno nie był w domu Alice czy swoim. Spróbował się podnieść, ale nagle jego głowa eksplodowała bólem znikąd...
- Kurwa - zaklął.
- Leż - usłyszał głos. Napewno należał do kobiety, lecz nie do Alice. - Dotknąłeś uroku rzuconego na Gregor'a, zaatakował ciebie i osłabił. Straciłeś panowanie, a urok wciąż działał, stąd te zjawy...
Głos był miły i przyjemny. Chłopak z wielkim trudem przekręcił się na bok i ujrzał przed sobą niewielką starszą kobietę. Miała długie blond włosy i zielone oczy, takie same jak on.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Margot Wedirha - przedstawiła się kobieta. Po chwili Damien ją poznał...
- Ciocia - powiedział. - Co ja tutaj robię?
- Akurat byłam w szpitalu u Gregor'a, i chcąc nie chcąc widziałem całe zajście. Byłeś wspaniały, przejąłeś urok na siebie. Nieświadomie, ale przejąłeś i prawie ci się udało...
- Zraniłem go..
- Pomogłeś mu o wiele bardziej niż ci wszyscy lekarze. Uroku nie da się ot tak zniszczyć, co prawda tylko Władca Snów to potrafi, ale...
- Powinienem być lepszy...
- Damien, omalże nie zginąłeś, ojciec Alice został zaatakowany bardzo mrocznym urokiem, stąd twój odlot...
- Ile czasu mnie nie było?
- Prawie trzy dni - powiedziała Margot.
- Co!?
- Alice przychodziła codziennie, to wspaniała dziewczyna, taka sama jak Gregor.
- Znałaś jej ojca? - spytał się chłopak.
- Na wszystkie twoje pytania obiecuje odpowiedzieć później, jak twój stan się poprawi...
Alice zamknęła kwiaciarnię i weszła do domu. Łzy naszły jej do oczu gdy spojrzała na salon, gdzie znalazła martwą matkę. Ostatnio tyle się wydarzyło. Śmierć matki, ojciec wybudził się z śpiączki, a teraz Damien odleciał. Podeszła do zielonej sofy i usiadła na podłodze. Mimowolnie dotknęła podłogi, tam gdzie leżała jej mama drewno było ciągle...ciepłe. Wtedy Alice dostała wizji...
Dziewczyna od tamtej chwili dzień w dzień przesiadywała w szpitalu by oglądać te cudowne niebieskie oczy. Gregor miał trzydzieści osiem lat, był Czytaczem Przyszłości, i jednocześnie kierowcą wyścigowym. Jednak nie przewidział swojego wypadku. W wyścigu kończącym sezon ojciec Alice walczył o wygraną. Na ostatnim zakręcie Gregor stracił panowanie nad samochodem i uderzył w barierkę, auto zostało wyrzucone do góry po czym spadło z łoskotem w uciekający ludzi. Ten obraz nawiedzał dziewczynę przez pierwszy miesiąc od tragedii. Alice w przeciwieństwie do matki cierpiała, przeżywała to bardzo mocno. Kiedy ojciec zapadł w śpiączkę jeszcze bardziej się załamała...
- Alice Rodowan? - usłyszała swoje imię gdy stała przy automacie do kawy.
- Tak, a o co chodzi? - zapytała.
- Jestem Rick Oglasson. Jestem lekarzem, obserwuje pańskiego ojca od jakiś kilku godzin - powiedział mężczyzna. - Stan Gregor'a jest stabilny, lecz on bardzo cierpi, i nie prędko się to zmieni, obawiamy się, że będzie trzeba amputować mu obie nogi.
Kubek z kawą upadł na ziemię, Alice nie zadała sobie trudu by go podnieść. Patrzyła z przerażeniem na lekarza.
- Co!?
- On nie czuje wcale nóg, nie wiemy nawet czy może nimi poruszyć, czy je czuje. Proszę pani, jego nogi były zmiażdżone, owszem kości się zrosły, ale...
- Ale co? - Alice była bliska płaczu.
- Na tym etapie nie możemy wiele stwierdzić, Gregor nie jest z nami w pełni. Wybudził się, ale nie wiem czy...
- Uważa pan, że najlepiej i tak będzie się go pozbyć - rzuciła szorstko dziewczyna i wyszła ze szpitala. Udała się do domu, gdzie spotkała Damien'a, który liczył faktury.
- Coś się stało? - spytał gdy weszła do domu.
- Tak, lekarze chcą amputować mu obie nogi bo on przecież nic nie czuje - rzuciła ironicznie i zaczęła parzyć sobie herbatę. - Nie wiem co mogę zrobić żeby mu pomóc, widzę w jego oczach, że cierpi, że prosi woła mnie o pomoc, ale ja nie potrafię mu pomóc...
- Alice... Długo nad tym myślałem odkąd go zobaczyłem - zaczął chłopak. Nie bardzo wiedział jak zacząć ten temat. - Myślałem, myślałem i wkońcu stwierdziłem, że postaram się wejść w jego sen i uśmierzyć jego ból...
- CO!? Uważasz, że potrafisz? - zapytała podekscytowana.
- Nie wiem sam, ale skoro byłem już w śnie ojczyma, a niedawno matki to chyba potrafiłbym też wejść w sen Gregor'a. To będzie trudne, ale postaram się mu pomóc, wam pomóc...
- Jesteś kochany...
W niedzielę Damien postanowił, że spróbuje wejść w sen ojca Alice. Po południu udali się do Szpitala St. Lukas'a w Wille City. Chłopak był bardzo zdenerwowany aż Alice chciała się wykonać, ale on powiedział, że chociaż spróbuje. Weszli do sali obok gdzie leżał Gregor. Damien położył się na łóżku, uznał, że tak będzie najlepiej...
- Co on lubi? - spytał.
- No nie wiem - Alice zastanowiła się chwilę. - Już wiem! Uwielbia muzykę klasyczną, Piątą Symfonię Beethovena...
- Ok - powiedział Damien i zamknął oczy.
Przez chwilę myślał, że mu się nie uda, lecz wpadł w ten trans. Zesztywniał, a jego oczy zrobiły się białe. Biegł znów tym samym korytarzem, na podłodze był już inny wzór. Inny kod. Biegł, biegł i gdy prawie już odszyfrował kod spadł. Przed nim na szpitalnym łóżku leżał Gregor. Słyszał jego krzyk aż zasłonił sobie uszy by nie ogłuchnąć. Podszedł trochę w kierunku mężczyzny, przestał zasłaniać uszy bo to nic nie dało. Jego ból, jego krzyk omal co nie zabił chłopaka. Podszedł bliżej i zobaczył, że ból nie jest spowodowany przez wypadek. Wokół łóżka wyczuł krąg bólu, przejął go, zniwelował go. Mężczyzna przestał krzyczeć, leżał i oddychał spowodnie. Damien mocno skupił się na orkiestrze, którą widział w operze. Po chwili obok łóżka pojawili się muzycy., którzy zaczęli grać Piątą Symfonię Beethovena. Melodia odbijała się po pomieszczeniu, chłopak zauważył, że Gregor uśmiechnął się. Udało się, lecz nagle muzyczny przestali grać, i odeszli od swych instrumentów. Popatrzyli się na chłopaka, a potem na Gregor'a. Nagle wszyscy zamienili się w zjawy i polecieli w stronę mężczyzny. Gregor zaczął wyć z bólu...
Damien otworzył oczy, był cały spocony, nie wiedział co się dzieje, jedyne co usłyszał to krzyk ojca Alice i trzask zamykanych drzwi, którymi wybiegła dziewczyna. Chłopak zaklął i wybiegł ze łzami ze szpitala. Nie wiedział co robić, usiadł na ławce przed budynkiem i zapłakał. Po chwili znalazła się przy nim Alice.
- Sprawiłem mu jeszcze większy ból - powiedział przez łzy.
- Damien...
- Było wszystko OK, ale potem Ci muzycy zmienili się w zjawy i zaatakowali twojego ojca, ja go zraniłem...
- Damien, nie oskarżam ciebie, zrobiłeś co mogłeś, może tak ma być...
- Nie ma tak być, jego ból, nie jest już spowodowany wypadkiem, ktoś rzucił na niego urok...
To były ostatnie słowa chłopaka nim zapadł się w ciemność.
Obudził się w starym salonie, napewno nie był w domu Alice czy swoim. Spróbował się podnieść, ale nagle jego głowa eksplodowała bólem znikąd...
- Kurwa - zaklął.
- Leż - usłyszał głos. Napewno należał do kobiety, lecz nie do Alice. - Dotknąłeś uroku rzuconego na Gregor'a, zaatakował ciebie i osłabił. Straciłeś panowanie, a urok wciąż działał, stąd te zjawy...
Głos był miły i przyjemny. Chłopak z wielkim trudem przekręcił się na bok i ujrzał przed sobą niewielką starszą kobietę. Miała długie blond włosy i zielone oczy, takie same jak on.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Margot Wedirha - przedstawiła się kobieta. Po chwili Damien ją poznał...
- Ciocia - powiedział. - Co ja tutaj robię?
- Akurat byłam w szpitalu u Gregor'a, i chcąc nie chcąc widziałem całe zajście. Byłeś wspaniały, przejąłeś urok na siebie. Nieświadomie, ale przejąłeś i prawie ci się udało...
- Zraniłem go..
- Pomogłeś mu o wiele bardziej niż ci wszyscy lekarze. Uroku nie da się ot tak zniszczyć, co prawda tylko Władca Snów to potrafi, ale...
- Powinienem być lepszy...
- Damien, omalże nie zginąłeś, ojciec Alice został zaatakowany bardzo mrocznym urokiem, stąd twój odlot...
- Ile czasu mnie nie było?
- Prawie trzy dni - powiedziała Margot.
- Co!?
- Alice przychodziła codziennie, to wspaniała dziewczyna, taka sama jak Gregor.
- Znałaś jej ojca? - spytał się chłopak.
- Na wszystkie twoje pytania obiecuje odpowiedzieć później, jak twój stan się poprawi...
Alice zamknęła kwiaciarnię i weszła do domu. Łzy naszły jej do oczu gdy spojrzała na salon, gdzie znalazła martwą matkę. Ostatnio tyle się wydarzyło. Śmierć matki, ojciec wybudził się z śpiączki, a teraz Damien odleciał. Podeszła do zielonej sofy i usiadła na podłodze. Mimowolnie dotknęła podłogi, tam gdzie leżała jej mama drewno było ciągle...ciepłe. Wtedy Alice dostała wizji...
Subskrybuj:
Posty (Atom)